Autor: Michał (de) Molka

Źródło:www.taraka.pl


Początki

Michał (de) Molka: Davidzie, na twojej stronie www.sacredcircles.org znalazłem zdanie, jaki jest cel waszego Instytutu:

Instytut Świętych Kręgów został założony, aby odpowiedzieć na powszechną w świecie potrzebę prostych, a jednocześnie potężnych technik uzyskania duchowego otwarcia, przemiany, samo-poznania i samo-uzdrawiania, bazujących na starożytnej mądrości ludzi szanujących Ziemię i łączących wglądy, które pochodzą ze współczesnych badań naukowych nad świadomością, z głębokiej psychologii i z odwiecznych praktyk duchowych.

Czy możesz nam powiedzieć trochę więcej o początkach duchowej podróży, które doprowadziły do założenia Instytutu Świętych Kręgów?

David Thomson: Początki mojej duchowej podróży...

Kiedy byłem dzieckiem mniej więcej 4-letnim, powiedziałem matce, że nie chcę już się bawić w sali zabaw w podziemiu Kościoła Prezbiteriańskiego w Lake Grove w stanie Oregon, ale że chcę uczyć się o Jezusie. Zaprowadziła mnie na drugą stronę ulicy do jedynego innego kościoła w naszej małej społeczności, do kościoła Stowarzyszenia Chrześcijańskiej Nauki. Tam nauczyłem się wiele o Jezusie i „duchowym podejściu” do Jego życia, włącznie z uzdrawianiem.

Uczęszczałem do Kościoła Nauk Chrześcijańskich do wieku 12 lat, kiedy to zacząłem zadawać pytania w rodzaju: „Dlaczego nie wierzycie w chrzczenie wodą w sposób, w jaki Jezus był ochrzczony w rzece Jordan?” i „Dlaczego Kościół Chrześcijańskich Nauk nie przeprowadza ceremonii zaślubin?” W tym czasie doszedłem do wniosku, że to, co zdarzało się w czasach Jezusa, już nie istnieje. Między 12 a 16 rokiem życia chodziłem do kościoła z przyjaciółmi, ale żaden z nich nie „wydawał mi się rozsądny” czy też nie wydawało się, żeby ucieleśniał istotę tego, kim był Jezus ani czego nauczał.

mattie david

Mattie i David przed szałasem potu około 1995 r.

Kiedy miałem 16 lat - spotkałem pewną miłą dziewczynę i zacząłem z nią się umawiać. Pewnego wieczoru na randce powiedziała mi: „Nie robię tego”, mając na myśli pieszczoty i całowanie. Kiedy zapytałem dlaczego, odpowiedziała, że jest mormonką. Ponieważ nigdy nie słyszałem nic o wierzeniach mormonów, zapytałem: „Co to?” Zaczęła przekazywać mi trochę podstawowych informacji o przepowiedni Josepha Smitha i o Księdze Mormona, a także umówiła mnie z biskupem, który dał mi kopię Księgi Mormona i zachęcił, bym modlił się do Boga i zapytał Go, czy ta księga jest „prawdziwa”.

Kilka tygodni później klęczałem przy łóżku, modląc się, tak naprawdę pierwszy raz w życiu, i prosiłem Boga, by mi powiedział, czy ta księga jest prawdziwa. Po modlitwie wziąłem tę książkę i zacząłem ją czytać. Natychmiast wypełniło mnie mocne poczucie i istota światła i miłości, które rosły w miarę jak czytałem. Nigdy nie miałem podobnego doświadczenia, ani o czymś takim nigdy nie czytałem. Od tego momentu przeczytałem wszystko, co tylko mogłem na temat Kościoła Mormonów (LDS), przeczytałem opowieść o przywróceniu ewangelii Chrystusa, uczęszczałem regularnie do kościoła i ostatecznie, w wieku 19 lat, poprosiłem rodziców o pozwolenie na ochrzczenie się w kościele LDS.

Studiowałem na Uniwersytecie Brighama Younga (BYU) w Provo, Utah, przez dwa i pół roku wyjeżdżałem na misje do Francji i Szwajcarii, wziąłem ślub w kościele LDS w Salt Lake City i razem z żoną wychowywałem pięcioro moich pięknych dzieci; jednocześnie skończyłem doktorat i nauczałem oraz udzielałem się w wielu funkcjach w kościele, aż do czasu, gdy około 25 lat temu poprosiłem o ekskomunikę.

Przez te lata, gdy byłem w tym kościele, zgłębiałem głębiny duchowości, psychologii i rozmyślałem nad ewolucją duszy, szukając znaczenia i własnego zrozumienia. Szczególnie pociągały mnie w Biblii nauki o Chrystusie i księgi proroków: Izajasza, Jeremiasza oraz Księga Objawienia [Apokalipsa św. Jana]. W tym samym czasie zainteresowałem się bardzo pismami i pracami Carla Junga, szczególnie tymi odnoszącymi się do świętych symboli i nieświadomości.

Czas z kościołem LDS był dla mnie jak życie w klasztorze przez trzydzieści lat. Jakieś pięć lat przed tym, jak opuściłem kościół i rodzinę, miałem szereg wyraźnych snów i „znaków od ducha”, że mam „inną pracę do zrobienia”. Instytut Świętych Kręgów został uformowany wokół idei i wielu symbolicznych znaczeń Świętego Kręgu i Drzewa Życia, które siedzi w środku kręgu. Po raz pierwszy odkryłem te podstawowe idee/symbole w Księdze Ezechiela i Objawienia, gdzie Ezechiel i Jan Objawiciel zostali wzięci do nieba w ognistym kole lub rydwanie, który był strzeżony i chroniony w czterech rogach/bramach tego koła przez orła, lwa, byka i człowieka. Wiedziałem to lepiej niż gdybym „siłował się” z tymi świętymi pismami swoim rozumem i na szczęście miałem dobre przeczucie, pozwalając, by Duch/Bóg odsłonił mi znaczenia bezpośrednio i osobiście... z biegiem czasu.

Jakiś czas, zanim opuściłem Kościół, prowadziłem wykłady i udzielałem porad w BYU, i dowiedziałem się wtedy od kolegi profesora, który żył wśród Indian Ute, gdy był misjonarzem mormonów, że Indianie [Native Americans [1]] „pracowali ze świętym kręgiem życia” od setek lat i że oni także mieli duchy zwierzęce i inne nauki o energii związane z głównymi kierunkami... wschodem, południem, zachodem i północą. To niespodziewane spotkanie wytyczyło drogę dla mojego nieprzerwanego odtąd zainteresowania świętym kręgiem życia i praktykowania z nim, a także do zainteresowania naukami Indian przekazywanymi przez wielu starszych w czasie minionych dwudziestu pięciu lat. Te nauki ucieleśniane są w trwającej stale pracy Instytutu Świętych Kręgów.

Nauczanie w Świętych Kręgach oficjalnie zaczęło się jesienią 1992, kiedy jedna z naszych ukochanych nauczycielek, Angeles Arrien, antropolożka kultury baskijskiej, zapytała Mattie i mnie, kiedy zamierzamy zacząć „nasze nauczanie”. „Zaraz” – odpowiedzieliśmy, gdy wieźliśmy ją na lotnisko po jednej z jej licznych wizyt z wykładami na północno-zachodnim wybrzeżu.

mattie david 01

Mattie i David w tipi robią śniadanie dla uczestników warsztatów w Kansasie

Techniki

Jakie są metody, techniki, których używasz i z którymi pracujesz? Rozumiem, że ponieważ miałeś zarówno akademickich, jak i rodzimych indiańskich nauczycieli, możesz łączyć starożytną wiedzę i tradycję z podejściem współczesnym?

Intencją pracy Instytutu Świętych Kręgów jest towarzyszenie nam wszystkim, aby „powrócić do Jednego”, którym jesteśmy i które JEST... Świętym Drzewem Życia – „Jestem” [the I AM ] – które zasiada w centrum wewnętrznego Ogrodu Edenu. Dlatego, tak jak sugeruje pytanie, wiele tak zwanych „metod i technik”, i „nauk” może pomagać (każdej i każdemu z nas) w pełni wejść do własnego serca i życia, TAK ABYśmy mogli energetycznie i z pewnością siebie wyrazić boskość tego, kim z natury jesteśmy. Tak jak pewien nasz nauczyciel-Indianin i przyjaciel powiedział: „Robimy to wszystko, żebyśmy mogli być w pełni ludźmi.”

Naprawdę realizujemy drogę „powracania do Jedności”, kiedy żyjemy każdego dnia z w pełni otwartym sercem, kochający, ufający i wypełnieni współczuciem i szacunkiem dla wszelkiego czującego życia.

Pierwszym krokiem jest, z pewnością, uspokojenie umysłu, emocji i naszego fizycznego ciała; TAK, ABYśmy mogli słyszeć cichy i wyraźny szept świętego wewnętrznego głosu i abyśmy potrafili odpowiadać nań. Istnieje wiele „technik” i ceremonii, które uczą tego wyciszenia... medytacje siedząc, stojąc, leżąc i w ruchu, joga, tai-czi, qigong, tańce sufich, taniec słońca i starożytne łaźnie lub szałasy potu – żeby wymienić kilka. Każda z tych świętych, starożytnych praktyk wymaga od nas, byśmy byli tak świadomi, jak tylko potrafimy w chwili obecnej, świadomi słów, obrazów i wrażeń, które pojawiają się w umyśle, emocji radości, strachu, szczęścia, skrępowania i złości itd., które zalewają nasze ciało emocjonalne, a także stanu zmęczenia, dobrego samopoczucia, choroby, niewygody, bólu i pełni, których doświadczamy jako istoty ludzkie.

W przeszłości, w Polsce i w USA, używaliśmy także świętej ceremonii „chodzenia po ogniu”, aby uczestników tej inicjacji uczyć odwagi, spokoju oraz boskiej intencji i uwagi, które są wymagane przy chodzeniu boso, spokojnie i łagodnie (a czasami energicznie) przez gorące węgle (650-815 stopni Celsjusza)[2] bez poparzenia się. Święte chodzenie po ogniu jest starożytną techniką używaną do uspokojenia umysłu, rozwijania jasnego widzenia i do „chodzenia bez lęku i wahania”. Jeden z naszych nauczycieli, Stuart Wilde, powiedział: „Jeśli możemy przejść po ogniu, możemy zrobić wszystko”. Jeśli ktoś idzie z EGO, jak w życiu, to może być pewien, że prawie zawsze się poparzy.

Siedzenie w świętym kręgu z innymi bliźnimi [with other fellow human beings ] to inny sposób, w jaki jedność i różnorodność JEDNOŚCI może być doświadczana. Ponieważ wszyscy jesteśmy połączeni i jesteśmy idealnymi lustrami dla siebie nawzajem, to cały świat jest odzwierciedlony w świętym kręgu (słowa Black Elk'a, Lakota). „To, co robimy całej sieci, robimy sobie samym”, powiedział, często cytowany, Wódz Seattle z północnego zachodu USA. Inni nauczyciele mówią: „Jeśli coś widzimy w kimś innym, mamy to w sobie”. Dlatego siedzenie i praca w świętych kręgach, z czystą intencją oraz z troskliwą i współczującą uwagą, jest skutecznym sposobem na zobaczenie siebie samych i innych takimi jacy jesteśmy... w pełni człowieczeństwa... ze wszystkimi naszymi słabostkami, talentami, głupotami i wspaniałością.

Innym działaniem, które jest bardzo pomocne dla ludzkiej duszy, jest wchodzenie w odmienne stany świadomości. W naszych czasach jesteśmy tak często skoncentrowani na fizycznych aspektach życia, np. pieniądzach, seksie, jedzeniu, mocy i na pięciu zmysłach, że mamy bardzo ograniczony i krótkowzroczny pogląd na ludzką kondycję. To skupienie na tykaniu zegara czasu drastycznie ogranicza naszą świadomość i zrozumienie „pełni wszystkiego co jest”. Od pokoleń ludzie używali różnych sposobów, aby przenosić się do tych innych światów. W Świętych Kręgach, aby otworzyć drzwi nieświadomości, najczęściej używamy takich przyrządów i technik, jak: bęben, grzechotka, taniec ekstatyczny, a także szamańska podróż i prowadzona wizualizacja. Świadomość osobistych snów, szczególnie snów jasnych i wysoce symbolicznych, jest innym sposobem na zrozumienie i na docenienie tych, tak zwanych, nieznanych światów.

Razem z szamanami i ludźmi mocy innych kultur[3] badaliśmy, także wraz z naszymi uczniami i przyjaciółmi, uzdrawiających „pomocników”: ayahuaskę, peyotl, tytoń, niedźwiedzi korzeń[4] i inne zioła. Jeden z naszych drogich przyjaciół z ludu Navaho powiedział przy jakiejś okazji: „Problem z marihuaną wśród twoich ludzi jest w tym, że nie znacie świętych pieśni ani modlitw, które mogą pomagać waszym pragnieniom”. Inny drogi nauczyciel, Don Augustin Rivas Vasquez, ayahuasquero z Amazonii, powiedział nam, że: „90% uzdrawiających właściwości roślin i leków polega na naszym duchowym połączeniu z samą rośliną, wcale nie na fizycznym wyciągu chemicznych składników.” Tak więc... w naszym nauczaniu i praktykach zawsze przeznaczamy czas, aby uczyć naszych studentów, by mieli szacunek do wszystkich roślin i duchowych pomocników, i byli z nimi w dobrych stosunkach.

Przed laty, gdy pracowaliśmy z Dziadkiem Miszą, starszym szamanem Ulczów, moja żona, Mattie Davis-Wolf, była ciekawa, jak pracować z pogodą. Wyraźnie jej wtedy powiedział, że aby pracować skutecznie z pogodą, nie powinna nigdy przeklinać pogody, lecz powinna za to „ustanowić z nią dobrą relację”. „Jeśli naprawdę chcesz być szamanką pogody – powiedział – musisz spędzać przynajmniej jedną godzinę dziennie przez okrągły rok, nawiązując więź z pogodą. Jeśli to zrobisz, wtedy będziesz w stanie poprosić pogodę, ludzi chmur, duchy wiatru lub deszczu itd., by ci towarzyszyli, szczególnie w czasie ceremonii, podczas suszy[5], ognia i burzy.” Wiele doświadczeń, które dzieliliśmy w Polsce, Anglii i na Żółwiej Wyspie[Ameryce Północnej] potwierdziło mądrość tych nauk.

Istnieje kilka z „metod i technik”, których używamy w pracy, w Instytucie. Także staramy się, bardzo pilnie, aby codziennie być w pełni obecnymi i uważnymi dla naszych studentów, i pomiędzy sobą, z miłością, współczuciem i emocjonalną uczciwością, by pomagać im (i by oni nawzajem sobie pomagali); być w pełni uczciwymi i obecnymi w stosunku do swoich uczuć. Inna nauka mówi, że „nie znajdujemy Boga swoim umysłem lecz uczuciami.”

„Niech krąg będzie otwarty, ale nie rozdarty. Niechaj pokój Ducha zawsze będzie w naszych sercach.” (To pierwsza linijka naszej ulubionej pieśni).

Ups, zapomniałem! W naszych kręgach także dużo śpiewamy. Angeles Arrien powiedziała nam kiedyś, że aby być dobrym szamanem lub medicine person- musisz znać przynajmniej sto pieśni... Pieśni dla dzieci, na smutne i na radosne okazje, pieśni przypominające, kim jesteśmy itd. „Wszystkie pieśni są pomocne” – powiedziała – „nawet te popularne lub ze starych musicali budują wspólny nastrój.”

PPSS. Inny indiański Starszy powiedział nam: „Jeśli się nie śmiejesz i nie bawisz przy swoich ceremoniach, nie jesteś naprawdę żywy i nie przeżywasz życia w pełni.”

UWAGA – Wykonujemy święte przedmioty i narzędzia i używamy ich... Laski i tarcze mocy, kije do mówienia, bębny, grzechotki, maski, fajki mocy, medaliony, wachlarze z piór, strzały modlitewne, zawiniątka mocy, ubrania ceremonialne (koszule, spódnice, szaty do tańca i chusty, pledy).

Sadzimy, uprawiamy, zbieramy plony, zbieramy i stosujemy święte zioła i rośliny (szałwia, cedr, lawenda, mięta, niedźwiedzi korzeń, jagody czeremchy, grzyby, itd..), a - dla oddania czci czterem stronom świata podczas ceremonii - stosujemy tradycyjne pokarmy (kukurydza, jagody, mięso bizona i woda).

Pracujemy bezpośrednio z czterema żywiołami... ogniem, wodą, powietrzem i ziemią (drewno, kamienie, kryształy i inne kamienie szlachetne).

szalas potu

Oregonie. Zdjęcie zostało zrobione następnego dnia, jakby to powiedzieć, „po potach”. Wyraźnie pokazuje miejsce ogniska, ołtarz fajki i kamienie wewnątrz szałasu.

szalas potu 01

Zdjęcie na zakończenie! Widać „kolory” kierunków... czerwony dla wschodu, żółty dla południa, czarny dla zachodu, biały dla północy i... na poziomych żerdkach reprezentujące „trzy światy”... dolny (zielony dla ziemi), środkowy (niebieski dla nieba) i górny ( fioletowy dla świętej tajemnicy).

Duchowy stan człowieka

Jaki jest stan ducha ludzi w 2013 roku? [Wywiad był jesienią 2013.] Wiem, że to jest ogólne pytanie, ale powiedzmy, że skupimy się na ludziach żyjących w USA i Kanadzie, kobietach i mężczyznach, którzy uczęszczali na twoje warsztaty. Czy czujesz, że dzisiaj ludzie są bardziej świadomi, bardziej duchowo otwarci i szukający odpowiedzi niż 10-20 lat temu? Jakie jest twoje ogólne poczucie drogi, którą my, ludzie, obecnie kroczymy?

Uau! Co za pytanie. Długo oboje z Mattie rozmawialiśmy o tym pytaniu, a w rezultacie zdecydowaliśmy, że każde z nas chciałoby na nie odpowiedzieć.

Odpowiedź Davida. Ogólnie, czuję, że wiele ludzi w Stanach i Kanadzie jest spragnionych duchowego pokarmu; by zaspokojony został ich duchowy głód, i pragną powrotu do naturalnego stanu bycia, który tak wiele z nas porzuciło z powodu rodzinnych i kulturowych uwarunkowań w zachodnim, mechanistycznym i wysoce materialistycznym świecie, który nas otacza. Naprawdę naszym wielkim zmartwieniem, moim i Mattie, kiedy po raz pierwszy przyjechaliśmy do Polski (w 1994 roku), aby nauczać, było to, że wasi ludzie mogą zostać „wessani” w zachodnią pogoń za pieniądzem, władzą i materializmem.

Tak, zazwyczaj czuję, że więcej ludzi szuka odpowiedzi na tak zwane „wielkie pytania” na temat życia, niż 10-20 lat temu. Ale nadal istnieją miliony prostych ludzi, którzy są głęboko zamknięci w funkcjonowaniu według planu, punkt po punkcie [„tick-tock”], jak powiedziałby nasz dobry przyjaciel i nauczyciel, Stuart Wilde. Prawdziwym pytaniem jest: Czy jesteśmy dość odważni, by „się obudzić” i „działać”, a kiedy już się przebudziliśmy, to czy mamy odwagę „żyć tak jak mówimy” [''walk our talk”], przynajmniej robić to do pewnego stopnia.

Bardzo lubię prowadzić wykłady w szkole społecznościowej, ponieważ najczęściej przychodzą na zajęcia trzy pokolenia studentów, którzy w większości wypadków są spragnieni i bardzo chcą „powrócić do źródła”, chociaż rzadko potrafią wyrazić słowami to, czego chcą. Według mnie w sercu większości pragnień leży: kochać i być kochanym/kochaną i mieć odrobinę spokoju i samoświadomości.

Głęboko czuję, że znajdujemy się na przełomowym skrzyżowaniu w długiej historii naszej planety i że niezbędne jest, abyśmy się „obudzili” i zrozumieli oraz w pełni wyrazili nasz naturalny potencjał, jako istoty duchowe, które przyszły tutaj w tym czasie, by poznać światło miłości i dzielić się nim, szczególnie z tymi, którzy się złoszczą, mają depresję i są zagubieni. Mamy wielką możliwość zrozumieć, że wszyscy jesteśmy jednym, że zawsze byliśmy jednym i że jesteśmy połączeni w sposób, którego nasze materialne oczy często nie mogą zobaczyć i zrozumieć, że jesteśmy za to odpowiedzialni.

Odpowiedź Mattie. Tak jak David powiedział, znajdujemy się w zwrotnym momencie naszej planetarnej historii, mamy do zrobienia następny krok w naszej ewolucyjnej podróży. To jest ewolucyjny imperatyw. Wielu wielkich nauczycieli wierzy, że lata w okolicy roku 2012 są łączącym ogniwem [a nexus point], polem punktu zero, fraktalnym skrętem, czasem skoku (jak określa to Jean Houston), w którym świadomość może zrobić olbrzymi skok naprzód. Ludzka natura może być przeobrażona w pozytywne partnerstwo z planetą.

Imperatyw ten polega na tym, abyśmy się „obudzili” do pełni swojej istoty – abyśmy przekroczyli własne osobowości, ograniczające ego i zależność od egzystencji opartej na pięciu zmysłach – i przebudzili się do autentycznej mocy wielowymiarowego istnienia. Wyewoluowaliśmy świadomość, by stać się SAMO-świadomi, ale jako cały gatunek jeszcze musimy zrozumieć pełny potencjał świadomości Oświeconych Istot dawnych czasów, musimy poznać stan jedności i oświecenia. To jest czas dla wszystkich ludzi, by osiągnęli tę świadomość. To jest czas, by przeobraził się cały system i cały ludzki porządek.

Przez setki lat ludzkość była w transie racjonalnego mechanistycznego materializmu (prawdopodobnie niezamierzenie rozpoczętego częściowo przez Kopernika i kontynuowanego przez Keplera, Newtona, Kartezjusza, Woltera i innych). To zaklęcie, by patrzeć głównie lub tylko na zewnątrz nas, na obserwowalną rzeczywistość, zyskało - od tamtego czasu - wielką władzę nad naszą psyche. Od tamtej pory nasze głębokie życie wewnętrzne (i rozwijanie systemu nerwowego) cierpi z powodu odrzucenia, a nasze doświadczanie Wszechświata zostało stępione.

Mamy do poznania dużo więcej „tam”, a co ważniejsze, „wewnątrz”. Poszukujemy zewnętrznej mocy i od niej zależymy, myśląc, że to jest sposób na zapewnienie bezpieczeństwa, i dokonujemy wielu aktów zniszczenia i przemocy w pogoni za nią. Ten stary sposób nie działa. Jesteśmy w punkcie, gdy to zagraża samemu przetrwaniu naszej planety i wszystkich gatunków. Teraz jest czas dla ludzi, by po nasze wspólne bezpieczeństwo skierowali się do wewnątrz. To jest czas na zestrojenie się z naszym najgłębszym źródłem istnienia – zestrojenie naszego działania, naszych emocji i myśli z najwyższą częścią naszych prawdziwych „ja” i uaktywnienie wyższych stanów świadomości. To jest czas dla ludzkości, aby rozwinęła rodzaj prawdziwej wewnętrznej mocy, która bardziej poszukuje sensu i celu niż zewnętrznej mocy czy zewnętrznych rzeczy.

To jest czas, by znowu przebywać w prawdziwym świętym związku – pójść drogą szamanów, mistyków i świętych, którzy odkryli, co znajduje się w naszym rdzeniu [core]. Imperatywem jest być głęboko złączonym z własnym źródłem. Naszym celem jest przeniesienie pola umysłu, naszego człowieczeństwa, zbiorowej świadomości na nowy poziom jedności, nieznany do tej pory. Na to właśnie jest czas i my jesteśmy ludźmi, którzy mają tego dokonać.

Właśnie takie przekształcenie ludzkiej natury jest tą zmianą, o którą starają się Święte Kręgi i której uczą.

Indiańscy nauczyciele

Davidzie, wiem, że miałeś wielu nauczycieli/starszych spośród Indian. Nazywasz ich swoimi „rodzimymi nauczycielami”. Czy zechciałbyś wymienić niektórych z Nich i podzielić się opowieścią, mądrością, anegdotą...?

Oczywiście! Tak, oboje z Mattie mamy wielu nauczycieli wśród Indian i tubylczych mieszkańców różnych części świata. Oto ci, z którymi spędzony czas i osobisty kontakt jest dla nas najbardziej znaczący:

  • Keith Chiefmoon – Wódz Tańca Słońca z narodu Czarnych Stóp (Blackfoot/Kanai) z rezerwatu Blood na południu prowincji Alberta, Kanada
  • Karen Russell – żona Wodza Keith i wśród kobiet główna przewodniczka Tańca Słońca
  • Bertha Chiefmoon – siostra Keith'a i prowadząca Taniec Słońca
  • Gus i Jordan Chiefmoon – bracia Keitha
  • Joe Eagle Tail Feathers – Wódz Tańca Słońca z Czarnych Stóp, także z rezerwatu Blood
  • Clyde Hall – Wódz Tańca Duchów (Naraya) z narodu Shoshone-Bannock z Ft. Hall, Idaho, USA
  • Pete Yellowjohn – Opiekun Zawiniątka Niedźwiedzia dla ludzi Shoshone-Bannock z okolic Ft. Hall, Idaho, USA
  • Bear Boy – medicine man Indian Ute (nieżyjący już)
  • Tex Joey – z narodu Dine’ (Nawaho), „Road Man” Kościoła Tubylczoamerykańskiego („kościoła pejotlowego”)
  • Patricia Ann Davis – nauczycielka uzdrawiania z narodów Dine’ (Nawaho) i Choctaw
  • Anna Haala – ze Starszyzny Pokoju narodu Salish, z Alaski
  • Sam Windy Boy – medicine man i prowadzący szałas potu, z narodu Chippawa-Cree
  • Lynette Edge – uzdrowicielka (medicine woman ) z narodu Upper Skagit ze stanu Waszyngton
  • Angeles Arrien – strażniczka tradycji Basków i antropolog kultury
  • Don Augustin Rivas Vasquez – szaman-ayahuasquero z Amazonii, Peru
  • Wallace Black Elk – nauczyciel i mistrz ceremonii (nieżyjący) z narodu Lakota/Sioux
  • Babcia Nadia – szamanka Ulczów, z Rosji
  • Babcia Mingo – szamanka Ulczów, z Rosji (nieżyjąca)
  • Dziadek Misha – szaman Ulczów, z Rosji (nieżyjący)

Wiele z tych osób można odnaleźć w internecie przez Google i przez Facebook.

Jest wiele opowieści, którymi mogę się podzielić, ale te, które najbardziej pragnę opowiedzieć, pochodzą od Keith Chiefmoon'a i Don Augustina.

Wiele lat temu, kiedy Keith był młodym mężczyzną, poszedł do jednego ze Starszych w swojej społeczności, aby zadać mu ważne pytanie. Starszy odchrząknął i powiedział u-hu, i nic więcej. Minął czas i po roku czekania na odpowiedź Starszego, Keith poszedł ponownie do Starszego „w dobry sposób” i znowu zadał pytanie, myśląc sobie, że ten zapomniał o jego pytaniu. A Starszy po prostu odpowiedział: „Młody człowieku, słyszałem cię za pierwszym razem.”

To jest dla mnie potężna „opowieść służąca nauczaniu”, ponieważ nader często, kiedy jesteśmy „młodzi na drogach”, które starsi już znają, chcemy od nich natychmiastowych odpowiedzi na nasze pytania i życiowe rozterki. Nazywam kogoś takiego „McQuestions”, który oczekuje natychmiast „McAnswers”, jakby w barze McDonalds'a zamawiał danie przez okno samochodu. Indiański sposób wymaga cierpliwości, głębokiej uwagi, zauważania szczegółów i niuansów „po drodze”. Często indiańskie dzieci, kiedy są jeszcze bardzo małe, zostawiane są na kocu, by spędziły większą część dnia w naturze, a następnie mają wrócić do nauczyciela i zdać relację z tego, co zaobserwowały. Niewiele z indiańskich nauk dotyczących świętych ceremonii i sposobów życia jest podawanych werbalnie, jak przyzwyczajono nas na Zachodzie. Podstawowym sposobem, w jaki „nauki uzdrawiającej mocy” [medicine teachings] są przekazywane dalej, jest pełne uczestnictwo i obserwacja. Keith często mówi: „Ja po prostu pokazuję wam to, co mnie pokazano”.

Kiedy ja i Mattie pojechaliśmy do peruwiańskiej Amazonii, aby pracować z Don Augustinem, podzielił się z nami kilkoma informacjami, które są bardzo cenne i nadają się do wszelkich przypadków i okoliczności uzdrawiania. Powiedział, że z mieszkańcami zachodniej i północnej Europy jest taki problem (z nami jest wiele problemów), iż wierzymy, że leczące czy uzdrawiające esencje różnych roślin i ziół zawierają się w ich właściwościach fizycznych. Powiedział, że wielu poszukujących i naukowców przybywa do dżungli, aby robić wyciągi „leczące raka” itd., myśląc, że lecznicza moc rośliny może być powielana w laboratorium i sprzedawana przez farmaceutyczne firmy. Mówił dalej: „Tak, rośliny posiadają fizyczne właściwości lecznicze, ale najważniejsze uzdrawiające elementy pochodzą od duchowej natury rośliny oraz od naszej zdolności nawiązania z nią dobrego związku.”

Rodzimi uzdrowiciele często spędzają całe lata, poznając „plant people” [duchy roślin] i nawiązują relacje z nimi; przychodzą do nich z szacunkiem i z darami i przez jakiś czas słuchają bardzo uważnie, by poznać jaki jest właściwy sposób zbierania tej rośliny, gotowania jej i przygotowywania jej w celu uzdrawiania. Sam Don Augustin spędził lata, żyjąc w dżungli i w dziupli olbrzymiego drzewa, kiedy poznawał duchy roślin i zwierząt z dżungli, tak by mógł, w odpowiednim czasie, dary roślin i to co zrozumiał, przynieść ludziom. Widziałem dokonujące się cuda uzdrawiania, kiedy uzdrowiciel lub uzdrowicielka, a także osoby wspierające osobę chorą modlitwami i czystą intencją, byli w pełnym zestrojeniu z Duchem.

keith chiefmoon

Keith Chiefmoon i jego brat Gus (nieżyjący już) na Tańcu Słońca w altanie dla tancerzy przy centralnym słupie „Drzewa Życia” po jednym z naszych Tańców Słońca w rezerwacie Czarnych Stóp w Blood na południu prowincji Alberta w Kanadzie. (Proszę zauważcie sznury, którymi mężczyźni są przywiązywani do drzewa, gdy tańczą, wszystkie czerwone modlitewne zawiniątka z tytoniem wokół drzewa, „świętą fajkę”, która oparta jest o drzewo, i suknię ze skóry bizona na ziemi po prawej stronie). Kapota Hudson Bay, którą ma na sobie Keith, jest noszona tradycyjnie przez przywódcę Tańca Słońca przed tańcem, zanim drzewo zostanie „wzięte” (ścięte), oraz później, jeśli przeprowadzana jest szczególna ceremonia. (Keith dał pozwolenie na użycie tego zdjęcia w Tarace, 5 stycznia 2014 roku w rozmowie telefonicznej z Davidem.)

Indiańskie ceremonie

W jaki sposób twoje zainteresowanie Indianami oraz ich ceremoniami przerodziło się w twoje uczestnictwo w tych ceremoniach?

Wiele lat temu zacząłem mieć jasne sny [lucid dreams], w których brałem udział w ceremoniach Indian z Południowego Zachodu USA. Nie rozumiałem tych snów, ani tego co oznaczają, nie próbowałem sprawić, aby treść tych wizji wydarzyła się na jawie, ani nie usiłowałem wyciągać z nich znaczenia. Po prostu zachowałem je z szacunkiem w sercu i czekałem. Minęło kilkanaście lat i okoliczności życiowe zawiodły mnie do Taos w Nowym Meksyku, gdzie zostałem zaproszony do wzięcia udziału w mojej pierwszej ceremonii szałasu potu i ceremonii fajki – było to w środku zimy, wśród śniegu wysoko w górach na wschód od Taos.

Po trochu rodzimi nauczyciele zaczęli pojawiać się w moim życiu, by mnie uczyć, i bynajmniej nie dlatego, że „cyzelowałem uzdrawiającą moc”. Zapewne znacie stare powiedzenie, że „kiedy uczeń jest gotowy, nauczyciele się pojawią”. Tak dokładnie było w moim przypadku.

Nawet po mojej ostatniej wizycie w Polsce, w 2002 roku, wielu nowych Starszych nauczycieli i uzdrowicieli pojawiło się w moim życiu, aby pomóc mi uzdrowić się i aby uczyć mnie i „pokazać swoje drogi”.

Dwadzieścia pięć lat temu nie słyszałem nawet o Tańcu Słońca, nie mówiąc o tym, żeby pomyśleć, iż sam mógłbym tańczyć w tej najświętszej ceremonii. Kiedy po raz pierwszy usłyszałem o tym tańcu, we wczesnych latach 90. (XX wieku), pomyślałem sobie: „Cóż to byłby za zaszczyt być kiedyś świadkiem tego tańca.” Wiedziałem, że taka okazja byłaby tylko wtedy, gdyby mnie zaproszono, ponieważ Taniec Słońca i inne święte ceremonie nie są ogłaszane ani reklamowane, ani się o nich nie mówi publicznie, a tylko w rodzinnych lub ceremonialnych kręgach.

Zostałem zaproszony na pierwszy Taniec Słońca około 1995 roku przez mojego dobrego przyjaciela Two Crow, który zapytał, czy mógłbym przyjść i wspierać go, gdy będzie tańczył drugi rok.[6] Poszedłem na taniec, nie wiedząc, czego się spodziewać. Byłem bardzo zdziwiony, gdy zobaczyłem wielu białych przygotowujących się do tańca, w większości byli to weterani wojny wietnamskiej. Kiedy pytałem ich, jak trafili na „taniec”, wszyscy odpowiadali, że po wojnie jedynie Native American Warrior Societies[7] zaakceptowały ich i przyjęły do swoich świętych kręgów i na święte ceremonie.

Ponieważ jeden z moich synów zdawał egzaminy końcowe w szkole, tuż przed rozpoczęciem tańca, samego tańca wtedy nie zobaczyłem. Po raz pierwszy „zobaczyłem” taniec, gdy wszedłem do altany Tańca Słońca prowadzonego przez Chiefmoon'a z narodu Czarnych Stóp-Kanai, aby tańczyć do Słońca latem 1998 roku, po roku surowych i dokładnych przygotowań, włączając w to trzy- i czterodniowe posty od jedzenia i wody.

Tak więc mam pewną radę, jeśli częścią twojej drogi jest uczestniczenie w indiańskich lub innych tubylczych ceremoniach, po prostu zrezygnuj z wyobrażeń, wierzeń i nadziei na temat, jak to ma się odbyć, i pozwól Duchowi, by pokazał ci drogę. Znowu, jak często mawia Keith Chiefmoon, „Ta droga [way] (droga Tańca Słońca) jest 'dobrą drogą', ale ona z pewnością nie jest jedyną, aby w pełni wrócić do domu, do istoty tego kim jesteś.”

Adoptowany przez Indian

Czy to, że oboje, ty i twoja żona Mattie, byliście przyjęci/adoptowani przez Indian, jest powszechną u nich tradycją? Czy Rodzimi Amerykanie chętnie zapraszają innych, aby brali udział w Ich ceremoniach?

Adopcja lub „bycie przyjętym [jako swój]” przez Indian było powszechnie praktykowane w Ameryce Północnej (także w Południowej i Środkowej) od setek lat, odkąd na kontynencie pojawili się biali ludzie. Biali, kolorowi i dzieci (lub Indianie wywłaszczeni z ziemi) z innych plemion przez całe lata byli „przyjmowani za swoich”, czyli adoptowani i często zawierali związki małżeńskie z tubylcami.

Obecnie przyjmowanie i adoptowanie przez Indian różnie wygląda w różnych rodzinach i plemionach; różni się w indywidualnych przypadkach – zależnie od stopnia zranienia i od tego, czy miało miejsce nieprawne „kradzenie” indiańskich ceremonii, pieśni i nauk, które miało miejsce kiedyś i wciąż się dzieje. Jako że „amerykański holokaust”, który miał miejsce od paruset lat, przyniósł śmierć milionom rodzimych mieszkańców Ameryki, kradzież ich ziemi, prawa do minerałów i do wody, systematyczne wyniszczanie bizona, łososia, drzew i świętych miejsc życiowych i ceremonialnych, zmuszanie dzieci do chodzenia do szkół z internatem i karanie ich za mówienie w ich własnym języku, za noszenie tradycyjnych ubrań i za długie włosy, aby wyuczyć ich na białych chrześcijan; i stłoczenie ich wszystkich w setkach rezerwatów – przez to wielu Indian nadal jest słusznie gniewnych i oburzonych, szczególnie na białych, i nie są chętni, by dzielić się swoimi świętymi naukami i sposobem życia [ways].

Jednakże inni doszli do wniosku, że teraz jest czas, kiedy wszystkie rasy (czerwona, biała, czarna i żółta) potrzebują połączyć się w miłości, szacunku i wybaczeniu pod świętym drzewem życia, tak aby mógł się na ziemi urodzić nowy czas jedności i wzajemnego szacunku.

Wiele lat temu, kiedy Mattie pracowała jako pielęgniarka w Indiańskiej Służbie Zdrowia, w Nowym Meksyku, szlachetna starsza kobieta z ludu Pueblo zapytała Mattie, czy podjęłaby się obowiązku, polegającego na opiekowaniu się ich świętymi złożami gliny. Kiedy Mattie powiedziała, że „nie jest jedną z nich”, kobieta popatrzyła zdziwiona i powiedziała „Czym jesteś? Żyrafą? Kojotem? Niedźwiedziem? Myślałam, że jesteś człowiekiem.” Następnie powiedziała, że te same duchy, które uczyły jej przodków o świętych złożach gliny i innych świętych rzeczach, nauczą także Mattie. Mattie poczuła się zarazem zaszczycona i zawstydzona odpowiedzią i pouczeniem tej starszej. Ostatecznie podziękowała kobiecie za zaproszenie, ale wyjaśniła jej, z ręką na sercu, że nie będzie w stanie sprostać prośbie, ponieważ nie może zapewnić, iż będzie mieszkała w tej okolicy dostatecznie długo, żeby wypełnić to powołanie.

Oboje z Mattie zostaliśmy „przyjęci za swoich”, a więc adoptowani przez kilkoro Indian i indiańskich rodzin, po prostu jako efekt bycia z nimi „w dobrych stosunkach”. Ta adopcja jest czymś, czego nie szukaliśmy ani o nią nie prosiliśmy. Po prostu wierzymy, że Duch prowadzi nas do pewnych osób i sytuacji i że „adopcja” zdarza się, gdy jesteśmy dla siebie nawzajem dobrymi ludźmi.

Bardzo szanujemy trwające nadal relacje z tymi osobami i rodzinami, z którymi dzieliliśmy największą świętość ich tradycyjnych zwyczajów, związanych z narodzinami, ślubami, starzeniem się, śmiercią, i wielu innych ceremonii i spotkań, które praktykują.

Różnice i podobieństwa między Indianami

Czy Indianie z różnych plemion kultywują swoje własne święte rytuały i ceremonie, czy też współcześnie niektóre plemiona przyjmują ceremonie od innych – takie jak, np. święta fajka, Taniec Słońca i szałas potu?

Święte rytuały i ceremonie ludzie tworzyli i dzielili się nimi od tysięcy lat na całej planecie i to samo jest prawdą tu, na Żółwiej Wyspie. Rodzimi mieszkańcy Południowego Wschodu, Południowego Zachodu, Północnego Zachodu, Wielkich Jezior, Prerii[8] – wszyscy mają ceremonie i praktyki, które są specyficzne dla nich i dla geograficznego regionu, w którym żyją. Na przykład, dla Północno-Wschodniego Wybrzeża USA ([wśród Indian używających języków z grupy] Salisz) charakterystyczny jest łosoś [jako podstawa wyżywienia], cedry[9], kanu, długie domy i słupy totemiczne; ubrania, język, jedzenie, pieśni i ceremonialne praktyki były bardzo odmienne od tych, które były udziałem Indian Prerii (Lakota, Czejenowie, Czarne Stopy, Pauni i inni), gdzie dominowały bizony [jako zwierzyna łowna], tipi, szałas potu, uzdrawiające fajki [medicine pipes ] i hodowla koni.

Ponieważ Indianie [native people] z różnych narodów zawsze wędrowali, żenili się między sobą i wymieniali się swoimi szczególnymi kulturami, a także ubraniem, jedzeniem i praktykami uzdrawiania i przeprowadzania ceremonii, od lat więc można zaobserwować, że na przykład tu, na Północnym Zachodzie i gdzie indziej, szałasom potu powszechnie towarzyszą uzdrawiające fajki, bębny trzymane jedną ręką itd.

Niektóre formy Tańca Słońca (lub honorowania Słońca) były także przez tysiąclecia praktykowane na całym świecie. Ludzie Mikmak z północno-wschodniej Kanady, na przykład, zagubili formę i pieśni Tańca Słońca wiele lat temu, kiedy biali zabronili przeprowadzania tych ceremonii. Dopiero około dziesięciu lat temu przewodnik Tańca Słońca z Czarnych Stóp, Keith Chiefmoon, przeniósł Mikmakom z powrotem formę i pieśni naszego tańca, zachęcając ich, aby przypomnieli sobie niektóre ze swoich starych pieśni i by je śpiewali. Po tym, jak skończyłem swój pierwszy, czteroletni okres tańczenia w rezerwacie Blood u Czarnych Stóp w 2001 roku, miałem zaszczyt wrócić do Nowej Szkocji pod koniec tamtego lata, aby asystować Keith i przywódcom ludu Mikmak w ich tańcu.

Inny dobry przykład ceremonii lub uzdrawiania, którymi dzielą się między sobą plemiona różne kulturowo, to „droga peyote”, praktykowana od wieków przez Huicholi w północno-środkowym Meksyku. Kiedy wiele ceremonii zostało odebranych Indianom w USA w latach 1850 – 1900, ceremonia peyote znalazła drogę na południowy zachód USA i stopniowo stała się główną częścią sakramentu w uznawanym oficjalnie przez Rząd US Kościele Tubylczoamerykańskim (NAC) [Native American Church]. Na wielu spotkaniach NAC śpiewane są pieśni o Jezusie, peyote staje się chlebem i winem-wodą z tradycji chrześcijańskiej, a ołtarz i ceremonialne przedmioty - często posiadają cechy wyraźnie chrześcijańskie.

Każdy geograficzny rejon US ma swoje unikalne, uzdrawiające i oczyszczające zioła, jak szałwia. Tymi lekarstwami i uzdrawiającymi praktykami coraz powszechniej różne społeczności dzielą się między sobą i jest to forma komunikacji, a kontakt, pomiędzy Indianami a innymi ludźmi, zwiększa się poprzez przyjaciół, internet, spotkania wielokulturowe, spotkania naukowe, publikacje itd. Właśnie dziś rano pomogłem jednemu studentowi Świętych Kręgów, który mieszka na Florydzie, skontaktować się z zaprzyjaźnionym Starszym ludu Nawaho, ponieważ ten student ma z linii przodków swojego ojca krew Apaczów i Navajo. Tak więc nadal trwa krzyżowe „zapładnianie” uzdrawiającymi praktykami. I jest niekończąca się liczba przykładów, z których wymieniłem tylko kilka, włączając używanie na całym świecie tytoniu i świętych fajek.

Pierwszy szałas potu

Kiedy i gdzie uczestniczyłeś w swoim pierwszym szałasie potu? Czy pamiętasz tę ceremonię?

Pierwszy raz uczestniczyłem w szałasie potu wysoko w górach na wschód od Taos, w Nowym Meksyku, w listopadzie 1987 roku. Szałas odbywał się w środku nocy. Niebo było czyste i pełne gwiazd i wokół na ziemi pełno było śniegu. Wydawało mi się, jakbym się prawie przeniósł w zamierzchłe czasy i inną przestrzeń i do samej tajemnicy. Ogień był jasno pomarańczowy i czerwony, a iskry strzelały wysoko w powietrze. Szałas był niski i okrągły z małym otworem wejściowym.

Kiedy po raz pierwszy wszedłem do tego świętego łona, poczułem jakbym powrócił do domu. Niewiele pamiętam z samej ceremonii, z wyjątkiem tego, że było ciemno, gorąco i wilgotno, i że czułem się bardzo dobrze, kiedy padały słowa, były śpiewane pieśni i wyrażane były modlitwy. Na jakimś bardzo głębokim poziomie wiedziałem, że otworzyłem drzwi do nowego etapu mojego życia.

 david mattie ewa tczowska

David, Mattie i Ewa Tęczowska (w środku). Pierwszy warsztat w Polsce, lipiec 1995, Dąbrówka.

ceremonialny ogien 01

Jacek Majewski, David, Mattie, Tanna i inni wokół ceremonialnego ognia w Turtulu na Suwalszczyźnie, 1996.

 ceremonialny ogien 02

Łączenie „żeber” szałasu potu, na tych samych warsztatach w w Turtulu (zdaje mi się, że w tle widzę Wojtka) [ – Tak, moją lewą nogę. WJ]

ceremonialny ogien 03

To zdjęcie zostało zrobione na zjeździe w Czarnem (Beskidy) parę lat temu.

Pierwszy szałas potu w Polsce

Kiedy i gdzie prowadziłeś pierwszy szałas potu?

Całkiem przypadkowo Mattie i ja prowadziliśmy nasze pierwsze szałasy w Polsce latem 1995 roku na pierwszym „leczniczym obozie”, niedaleko Lublina[10], w otwartym, drewnianym szałasie na ziemi, która była własnością pewnej międzynarodowej społeczności. Brało udział około 70 osób i nie mieliśmy szczególnej intencji dla odbycia szałasu, jako że dostaliśmy uprawnienia do prowadzenia dopiero nieco wcześniej tamtego roku. Jednakże kilkoro z uczestników warsztatu nalegało, że chcą szałasu, tak więc oboje z Mattie powiedzieliśmy im, że jeśli pójdą do lasu i przyniosą wierzbowe tyczki, drewno i kamienie na szałas, to my polejemy na nie.

Oczywiście odbyła się wielka dyskusja na temat, kto ma wejść do szałasu pierwszy itd., a ponieważ ci, którzy budowali szałas nalegali, że powinno się im pozwolić, by „weszli pierwsi”, Mattie udzieliła nam wszystkim wielkiej lekcji służenia. W pierwszym rzędzie powiedziała grupie, że kobiety powinny pocić się pierwsze, a mężczyźni bębnić na zewnątrz kobiecego szałasu oraz podtrzymywać ogień i utrzymywać świętą przestrzeń dla kobiet. My, mężczyźni, staliśmy w świętym kręgu wokół kobiet i odwróciliśmy się twarzami na zewnątrz, gdy kobiety wchodziły do szałasu nagie. Gdy odwróciłem się na zewnątrz kręgu - przez niebo przeleciał ogromny deszcz spadających gwiazd na wschód od szałasu. To był faktycznie pomyślny znak na rozpoczęcie naszej wielkiej pracy z szałasami potu w Polsce.

Kiedy kobiety skończyły swój szałas, przyszła pora na mężczyzn, by się pocili. Gdy zbieraliśmy się do pocenia, a zrobiło się już późno w nocy, burzowe chmury, błyskawice i grzmoty dosłownie otoczyły cały obszar, jakby tworząc kosmiczną misę ochronną. My oczywiście modliliśmy się, żeby deszcz i wiatr trzymały się z daleka, dopóki nie skończymy naszej ceremonii, i duchy pogody usłyszały nasze modlitwy. Gdy tylko skończyliśmy ceremonię i byliśmy gotowi wsiąść do samochodów, by wrócić do obozu, „rozszalało się piekło”, gdyż wiatr i deszcz nadciągnęły na cały teren jakby w zemście, aby energetycznie zmyć teren do czysta. A co ciekawe, podczas Drugiej Wojny Światowej, niedaleko naszego obozowiska, znajdował się hitlerowski obóz koncentracyjny.

Nie ma potrzeby mówić, że wszyscy byliśmy głęboko i dogłębnie poruszeni tym, co się zdarzyło tej pierwszej nocy, kiedy po raz kolejny uczyliśmy się, że duchy, które nam towarzyszą, są rzeczywiste i obecne, i że ta praca nie jest dla bojaźliwych.

Tradycja w szałasie potu

Jak ważne jest dla ciebie przestrzeganie szczególnego protokołu czy tradycji w szałasie potu? Na przykład, święta ścieżka i wydzielony obszar dla kamieni, mówienie „wszystkie moje związki” przy wchodzeniu i wychodzeniu, okadzanie itd.? Co myślisz o niektórych tradycjach, które powstają spontanicznie w innych krajach – na przykład w Polsce czasami ludzie zapraszają innych [realnie nieobecnych] podczas szałasu – na przykład swoich krewnych?

Dobre pytanie! Przede wszystkim, istnieje wiele różnych szałasów potu i ceremonialnych tradycji i wszystkie one mają gdzieś swoje początki lub stworzone zostały w jakimś czasie. Tak więc, wszystkie tradycje przyszły skądś i myślę, że absolutnie normalne i właściwe jest dla tych tradycji i ceremonii, aby się rozwijały i zmieniały na przestrzeni lat i aby powstawały spontanicznie, szczególnie, kiedy są „prowadzone przez ducha” i gdy pochodzą z serca. Możecie przypomnieć sobie naukę, jaką otrzymała moja żona Mattie wiele lat temu od starszej kobiety Pueblo w Nowym Meksyku, „Te same duchy, które uczyły naszych przodków, będą uczyć ciebie.”

Naszą odpowiedzialnością, jako prowadzących ceremonie, uzdrowicieli itd., jest z pewnością zadbanie o to, żeby wyraźnie uszanować to, skąd pochodzą nasze nauki czy ceremonie, tak aby uczniowie mogli mieć zaufanie, że zawsze mówimy prawdę i że nie pożyczamy czy nie rościmy sobie prawa do pewnej wiedzy lub pojęć, które w niewłaściwy sposób pożyczyliśmy lub ukradliśmy od kogoś innego. Keith Chiefmoon, prowadzący Taniec Słońca z Czarnych Stóp (plemię Blood), mówił nam wiele razy przy różnych okazjach:  „Nie chcę, byście mówili o rzeczach, o których nic nie wiecie.” Innymi słowy, „Dopóki nie ukończycie swoich pierwszych czterech lat Tańca Słońca, nie chcę słyszeć od nikogo z was, że opowiadacie o ceremonii, o której przeczytaliście w książce, usłyszeliście z plotek lub którą ukończyliście jedynie częściowo. A nawet wtedy, chcę, żebyście mówili o swoim własnym doświadczeniu rozważnie i z troską, ponieważ te ceremonie i drogi są najświętsze dla naszych ludzi i nie można o nich rozmawiać niedbale, czy też wyjmować ich ze świętego kontekstu.”

Odnośnie ceremonii przekazywanych w „tradycyjny sposób”, Keith zawsze nam mówił: „Pokazuję wam to, co zostało mi pokazane”, wskazując, że my mamy robić podobnie, tj. pokazywać innym to, co on i inni starsi ceremonii Czarnych Stóp pokazali nam. Kiedy polewam[11] w tradycyjnym szałasie Tańca Słońca Czarnych Stóp, co robiłem w Polsce kilkakrotnie (po tym, jak Keith dał mi prawo robienia tego), zawsze wyobrażam sobie, że Keith „Onistaya Kopi” („Siedzący Cielak Bizona”) jest tam wraz ze mną na ceremonii, tak jakby był w rezerwacie Blood wśród swoich ludzi. „Wyobrażanie” sobie jego obecności pomaga mi robić to, „co mi pokazali” Keith i inni Starsi Czarnych Stóp. W tym szczególnym przypadku jestem wyjątkowo skrupulatny w podążaniu za tradycjami, właśnie tak, jak ich doświadczyłem.

Ponieważ oboje z Mattie polewamy szałasy według różnych tradycji, jesteśmy bardzo uważni, aby uczyć naszych uczniów i uczestników na temat różnic i podobieństw pomiędzy różnymi formami szałasów. Mattie polewa także szałasy „tylko dla kobiet”, pochodzące z jeszcze innej tradycji.

Wśród ludzi Czarnych Stóp, tak jak wśród wielu innych grup Indian, istnieje wiele rodzajów konstrukcji szałasów potu i wiele form ceremonii. Szałasy potu z okazji Tańca Słońca u Lakotów i u Czarnych Stóp mają wiele podobieństw. Wśród Czarnych Stóp ich „rodzinne szałasy” (te, które są często prowadzone po Tańcu Słońca lub przy szczególnych okazjach), są raczej mniej formalne i mogą włączać szczególne pieśni. W szałasach uzdrawiających Czarnych Stóp, kiedy jest prośba o „poważne” uzdrowienie (np. od nowotworu), nie jest niczym niezwykłym wnoszenie 100 gorących kamienie podczas pierwszej rundy.

Tak więc prostą odpowiedzią jest: „Mów prawdę o tym, gdzie nauczyłeś się ceremonii”, a jeśli wprowadzasz modyfikacje lub zmiany, to upewnij się, że robisz to w sposób „prowadzony przez ducha”. Mattie i ja przyjechaliśmy do Polski wiele lat temu, aby dzielić się tym, „czego nas nauczono” z nadzieją, że wy nauczycie się od nas, jak również przywrócicie do życia wasze własne stare obyczaje [ways], które były ukryte długo przed wami. Wasz lud w dawnych czasach miał własne „łaźnie potu”, tak samo jak nasi indiańscy przodkowie i wasi dawni ludzie i duchy waszej ziemi z pewnością pokażą wam, co macie robić w tym czasie i miejscu, aby odzyskać i przywrócić własne nauki i ceremonie, szczególnie, gdy przeprowadzacie je w starych ceremonialnych miejscach lub w ich pobliżu.

Nagość

Co myślisz na temat wchodzenia do szałasu nago? To może wyglądać na głupie pytanie, ale myślę, że były i nadal są pewne nieporozumienia na ten temat, przynajmniej w Polsce.

Przede wszystkim to pytanie nie jest głupie i ono pojawia się także tu w Stanach od czasu do czasu. W tradycyjnych szałasach Przekłuwania do Tańca Słońca u Czarnych Stóp, gdzie kobiety i mężczyźni pocą się zarówno razem, jak i osobno - są oni zawsze ubrani... mężczyźni w szorty lub kostium do pływania, a kobiety w długie płócienne suknie z długimi rękawami i w chusty. W wielu kobiecych społecznościach Długiego Tańca w Stanach bardzo popularne jest, że kobiety pocą się nago. Grupy kontrkulturowe w USA także często pocą się nago, zarówno razem, jak i osobno (kobiety i mężczyźni). Od ponad 25 lat pociłem się z Indianami w USA, głównie ze starszymi Czarnych Stóp i Lakotów, i nigdy nie robiłem tego nago.

Odkąd tym się interesuję, zdarzało się, że mężczyźni i kobiety byli w szałasach potu niewłaściwie dotykani lub pieszczeni. To, oczywiście, jest poważnym naruszeniem zaufania i szacunku, szczególnie jeśli zamieszana w to jest osoba prowadząca szałas. Przeto myślę, iż bardzo ważne jest, aby za każdym razem, gdy przeprowadzane jest pocenie się, uczestniczące osoby otrzymały jasne instrukcje. Na przykład, w mieszanych szałasach Czarnych Stóp na Tańcu Słońca, wszyscy mężczyźni siedzą razem po północno-wschodniej, północnej i zachodniej stronie szałasu, podczas gdy kobiety wchodzą do szałasu po mężczyznach i siadają głównie w południowo-zachodniej, południowej i południowo-wschodniej stronie. Szałasy bez ubrań, według mojej opinii, powinny być prowadzone wtedy, gdy poziom zaufania pomiędzy uczestniczącymi osobami jest bardzo wysoki i kiedy prowadzący są wysoce zintegrowani [duchowo].

mattie david 03

Niedawne zdjęcie Mattie i Davida z więźniem Indianinem po pow-wow w „żelaznym domu” (więzienie stanowe stanu Waszyngton).

Szałasy dla więźniów

Jak zacząłeś prowadzić szałasy potu dla więźniów? Czy mógłbyś podzielić się trochę swoim doświadczeniem?

Najpierw, w połowie lat 90. XX wieku, oboje z Mattie zostaliśmy zaproszeni do stanowego więzienia stanu Waszyngton, w Walla Walla, przez kilku więźniów, którzy przechodzili domowy kurs „Chodzenia po Świętym Kręgu” w ramach naszych Świętych Kręgów. Najpierw uczestniczyliśmy w ich corocznym pow-wow na terenie więzienia (w którym nadal uczestniczymy co roku), a następnie zostałem zaproszony do uczestniczenia w tradycyjnym szałasie potu Indian, a wkrótce po tym, jak w 2002 roku dostałem pozwolenie do polewania w szałasach Tańca Słońca Czarnych Stóp, zaproszono mnie, bym poprowadził szałas.

Na początku byłem pełen obaw, idąc do „żelaznego domu”, aby pocić się z więźniami, ponieważ nie wiedziałem czego się spodziewać. Zatelefonowałem do Keith Chiefmoon'a przed pierwszym szałasem z pytaniami, mając nadzieję, że dostanę jakiegoś rodzaju asekurację. On po prostu powiedział mi: „David, wiesz co robić.”

Na terenie więzienia w Walla Walla są trzy szałasy potu. Każdy z nich jest usytuowany za ogrodzeniem w zabezpieczonej części więziennego podwórka, bezpośrednio pod jedną z wysokich i groźnych wież strażniczych. Natychmiast zauważyłem z jakim oddaniem i szacunkiem więźniowie-Indianie przykryli szałas, przygotowali i rozpalili święty ogień i z jaką czcią napełnili fajki. Gdy tylko weszliśmy do szałasu - uderzyło mnie odkrycie, że zewnętrzne zakłócacze – kolczaste ogrodzenie ognia, strażnicze wieże i żółte „skanujące” światła – zniknęły. Zostaliśmy w przenikającej ciemności, na podłodze z ziemi, z rozgrzanymi do czerwoności kamieniami, parą unoszącą się z syczących kamieni i słodkim zapachem ziół. To było tak, jakby cały zewnętrzny świat zniknął, a my zostaliśmy z tym co jest najbardziej podstawowe i kluczowe w naszym religijnym życiu.

Pewnego razu, kiedy zostałem poproszony, aby polewać w tradycyjnym szałasie Czarnych Stóp, pewni więźniowie, bez mojej wiedzy, przykryli szałas z wierzchu czarnym plastikiem, bezpośrednio POD kocami. W rezultacie kiedy prowadziłem pierwszą rundę, z kamieni buchnęła gorąca para, uderzyła w czarny plastik i dosłownie odbiła się i sparzyła moją głowę i ramiona. Szybko krzyknąłem, aby otworzono drzwi i więźniowie wszyscy śmiali się, że „przywalili temu ważnemu Tancerzowi Słońca”. Jeszcze przez cały wieczór żartowali ze mnie, jak to ja „nie byłem” odważny. Faktycznie, na północno-zachodnim wybrzeżu Pacyfiku używa się czarnego plastiku do przykrycia szałasu, ale od zewnętrznej strony, aby chronić koce i brezenty przed przemoczeniem, ale NIGDY nie kładzie się go wewnątrz, aby nie poparzyć uczestników. No cóż! Mamy teraz historię do opowiadania.

Innym razem poproszono mnie, żebym usiadł po zachodniej stronie szałasu, naprzeciw drzwi, ponieważ więźniowie chcieli polewać „honorowy” szałas na moją cześć. Tradycyjnie, zachodnia część szałasu jest najgorętszym miejscem do siedzenia, w porównaniu do północnej, południowej i wschodniej części, gdyż te pozostałe znajdują się bliżej drzwi. Znowu więźniowie żartowali ze mnie „jaki jestem odważny”, by wytrzymać intensywne gorąco. Z pewnością było to dla mnie wyzwanie, by wytrzymać to wszystko przez cztery długie rundy bez kładzenia się na podłogę ani proszenia o pozwolenie opuszczenia szałasu. Więźniowie-Indianie uwielbiają w takie to sposoby testować swoich „gości”.

Także, jak możecie sobie wyobrazić, wielu pełnej krwi Indian było bardzo sceptycznie nastawionych do „jakiegoś białego gościa” polewającego ich szałasy, tak więc przy pewnej okazji poczułem jakbym znowu „został poddany testowi”. Uczestniczyło kilku nowych więźniów, których nie znałem i którzy jeszcze się ze mną nie pocili. Szczęśliwie, kilku z tych, co mnie już znali, powiedziało do tej „młodej krwi”: „Po prostu dajcie mu szansę. Tańczył Taniec Słońca i prowadził szałasy przez wiele lat. Możecie go osądzić POTEM, jak już poprowadzi szałas.” Na szczęście tego wieczoru wszystko poszło dobrze. Kiedy staliśmy po szałasie wokół ognia, młody mężczyzna, z rodu Yakama, podszedł do mnie i przeprosił. W zasadzie powiedział, że „niewłaściwie mnie osądził i że potrzebuje przeprosić i prosić o wybaczenie.” Następnie podarował mi piękne orle pióro, które dostał od ojca, kiedy posłano go do więzienia. To było jedyne pióro jakie miał.

Przez lata zebrało mi się wiele bardzo miłych i mocnych wspomnień pocenia się z tymi mężczyznami. Ostatnio z wielu powodów nie byłem w stanie przychodzić do więzienia, aby się pocić z nimi, ale oboje z Mattie korespondujemy z wieloma więźniami w US i wspieramy ich w każdy możliwy dla nas sposób – dostarczając im kamienie do szałasu, zioła, tkaniny, koraliki i uzdrawiające fajki oraz uczestnicząc w ich corocznym pow-wow. Chodzimy do więzienia jedynie, gdy jesteśmy zaproszeni.

Właśnie pomyślałem o jeszcze jednej „poruszającej” więziennej historii z szałasu potu.

Pewnego razu znalazłem się w szałasie potu w więzieniu, w Walla Walla, a był w szałasie młody mężczyzna, który był nowy w więzieniu; był też nowicjuszem w kręgu więźniów-Indian czy kręgu „hoop”, jak nazywają swoje kręgi. Pochodził z narodu Ojibwa z Minnesoty, był przerażony, stęskniony za domem i z dala od domu.

Podczas jednej rundy poprosiłem go, czy zgodziłby się, abym zaśpiewał tradycyjną pieść Ojibwa, „Matczyne opłakiwanie” syna-wojownika, który jest na wojnie. Natychmiast powiedział: „tak”. Gdy śpiewałem tę piękną pieśń dla niego, w jego własnym języku, do oczu napłynęły mu łzy, a do duszy przyszło uzdrowienie.

Nasza droga nauczycielka i przyjaciółka oraz dobrze znana antropolożka kultury, Angeles Arrien, przed laty powiedziała nam, że „prawdziwi szamani [uzdrowiciele, medicine people] muszą mieć przynajmniej 100 pieśni do swojej dyspozycji, pieśni na każdą okazję ... pieśni dziecięce, pieśni wzywające duchy, uzdrawiające pieśni, pieśni kończące, itd.” Oboje z Mattie wzięliśmy sobie jej radę do serca i wielokrotnie śpiewaliśmy te pieśni na ślubach, pogrzebach i ceremoniach pogrzebowych, dla uzdrawiania duszy i aby wnieść do ludzkiego życia śmiech, wzruszenie i radość. W tamtej sytuacji byłem bardzo wdzięczny, że nauczyłem się świętej matczynej pieśni, która mogła przynieść pocieszenie młodemu mężczyźnie, który był tak samotny i tak daleko od domu.

Warsztaty w Polsce

Wiem, że prowadziłeś sześć lub siedem warsztatów w Polsce – jaką rolę odegrały one na Twojej drodze, a także kontakty z Polakami? Czy planujesz odwiedzić Polskę w najbliższej przyszłości?

Oboje z Mattie po raz pierwszy przyjechaliśmy do Polski latem 1994 na zaproszenie Ralpha White'a, który w tamtym czasie był dyrektorem Open Center w Nowym Jorku, jednym z najstarszych i najbardziej uznanych holistyczno-alternatywnych centrów w USA. Ralpha spotkaliśmy wcześniej tamtego roku na zgromadzeniu ośrodków holistycznych w Hollyhock Retreat Center w Kolumbii Brytyjskiej w Kanadzie. Rok wcześniej dyrektorzy i osoby zainteresowane ruchem psychologii humanistycznej i transpersonalnej z zachodniej i wschodniej Europy, z USA i Kanady, spotkali się w Moskwie, aby poznać się nawzajem i rozmawiać o tym, jak mogliby razem pracować, aby zapewnić kobietom i mężczyznom więcej okazji do duchowego i osobistego rozwoju.

W 1994 roku około 60 osób ze wschodniej i zachodniej Europy zebrało się w Kazimierzu Dolnym, małym miasteczku nad Wisłą. Poproszono nas wszystkich, byśmy przynieśli tradycyjne pieśni, tańce i ceremonie z poszczególnych krajów. My z Mattie zdecydowaliśmy się przywieźć nasze indiańskie bębny i grzechotki i podzielić się niektórymi szamańskimi procesami, których nauczyliśmy się od naszych nauczycieli. Zgromadzenie było bardzo mocne, gdyż poznaliśmy kilkoro nowych przyjaciół i odnowiliśmy znajomości z dawniej poznanymi ludźmi. Oboje z Mattie podzieliliśmy się metodą podróży szamańskiej i zaprosiliśmy ludzi, aby nawiązali kontakt ze zwierzęciem mocy lub sprzymierzeńcem. Oboje byliśmy bardzo zaskoczeni łatwością i intensywnością, z jaką wszyscy uczestnicy weszli do szamańskich przestrzeni.

Tego dnia podczas obiadu, podążając za szamańskim procesem, podeszła do nas Tanna Jakubowicz-Mount wraz z innymi osobami i zapytała, czy nie bylibyśmy zainteresowani przyjazdem do Polski następnego roku, aby przekazać więcej nauk. Niektórzy to tak skomentowali: „nie macie pojęcia, co się właśnie wydarzyło”. Odpowiedzieliśmy: „nie mamy”, a oni wyjaśnili, że to było tak nieprawdopodobne, by uczestnicy z krajów wschodniej Europy wypuścili się w te szamańskie królestwa, szczególnie po tak długim życiu pod totalitarnym panowaniem. Wydawało się, że ludzie w naturalny sposób wiedzą co robić, chociaż mówiono wieloma językami, a nie było wystarczającej liczby tłumaczy, by tłumaczyć to co mówimy po angielsku na ich języki narodowe.

Następnego roku wróciliśmy i zaprezentowaliśmy kilka wykładów w Warszawie i poprowadziliśmy duży obóz w pro-ekologicznej społeczności niedaleko Lublina.[12] W ciągu 4-5 dni przewinęło się tam około 70 osób. To na tym zgromadzeniu po raz pierwszy poprowadziliśmy szałas potu w Polsce... w którym kobiety i mężczyźni pocili się oddzielnie. (Podzieliłem się kilkoma szczegółami tego szałasu, odpowiadając na wcześniejsze pytanie).

Przez następnych osiem lat przyjeżdżaliśmy oboje z Mattie każdego roku, a czasami dwukrotnie w ciągu roku, aby uczyć i prowadzić warsztaty i obozy na pojezierzu, w Czarnem, pod Warszawą [w Ponurzycy], w Pupkach, w Zakopanem itd., które były organizowane głównie przez Tannę i Ewę Foley. Większość tych spotkań było dla grup mieszanych, kobiet i mężczyzn, ale w późniejszych latach przeprowadziliśmy szereg warsztatów oddzielnych dla kobiet i dla mężczyzn. Prowadziliśmy chodzenie po ogniu, wiele szałasów potu, uczyliśmy transowego tańczenia, bębnienia i tradycyjnych śpiewów. Pobłogosławiliśmy wiele osób tradycyjnymi „duchowymi imionami” [spirit names] i przekazaliśmy prawo do prowadzenia szałasów potu, opiekowania się fajkami i prowadzenia uzdrawiających kręgów. Założyliśmy także Klan Wilka skupiający nauczycieli i przywódców, który był i nadal jest utrzymywany energetycznie jako całość przez tradycyjne zawiniątka mocy.

Zbyteczne jest, by to mówić, że nasi drodzy przyjaciele, nasi polscy uczniowie mieli głęboki wpływ na nasze życie. Często podkreślamy między sobą, że pewna najgłębsza praca uzdrawiania i nauczania, jaką kiedykolwiek wykonaliśmy, odbyła się w Polsce. Razem śmialiśmy się i płakaliśmy razem, tańczyliśmy, pociliśmy się i dzieliliśmy uzdrawiającymi opowieściami, co pozwalało nam być razem rzeczywiście „jak jedno”.

Nasza ostatnia wizyta w Polsce miała miejsce w 2002 roku i od tego czasu nie wróciliśmy tu, głównie dlatego, że opiekowaliśmy się matką Mattie, Emily Jane, która w 2002 roku zamieszkała z nami jako inwalidka. Jane odeszła 7 listopada 2012 roku, i w ciągu tego minionego roku oboje z Mattie spędziliśmy dużo czasu w procesie głębokiego uzdrawiania oraz rozważania, „co następnego” stanie się w naszym życiu.

Ostatnio zostaliśmy zaproszeni, by uczestniczyć w Międzynarodowym Zgromadzeniu Kręgów w Polsce 14-18 sierpnia [2014] i poprowadzić kilka warsztatów w następnych tygodniach po Zgromadzeniu. Tak więc... po zniknięciu z ukochanej Polski na dwanaście lat, powracamy, żeby odnowić stare przyjaźnie, zawiązać nowe i kontynuować nauczanie zasad i praktyk międzykulturowej duchowości, która - w dużym stopniu - opiera się na dawnych sposobach czci dla Ziemi i drogach szamanów.

 szalas zimowy

David przed zimowym „śnieżnym” szałasem w naszej posiadłości na wyspie Whidbey w stanie Waszyngton.

Przypisy

[1] 'Native American/s' tłumaczymy przeważnie: „Indianin, Indianie”. W niektórych miejscach 'native' jako: „rodzimy”.
[2] W oryg. „1200-1500 degrees Fahrenheit”.
[3] Oryg.: „With shaman and medicine people of other cultures ...”.
[4] „Niedźwiedzim korzeniem”, bear root, nazywane są Ligusticum porteri lub Anemopsis californica.
[5] W ang. tekście jest „draught” (przeciąg), poprawiliśmy na „drought” – susza, co brzmi sensowniej.
[6] Drugi kolejny raz w corocznej ceremonii.
[7] Stowarzyszenia Indian-weteranów armii USA; zob. np. Native American Warriors Society Of Texas (Facebook).
[8] David Thomson wymienia tu główne regiony kulturowe rodzimych ludów Ameryki Północnej.
[9] „Cedrami” (cedar) potocznie Amerykanie nazywają cyprysiki, tuje, drzewiaste jałowce, cedrzyńce, cypryśniki i inne drzewa iglaste. Właściwe cedry występują rodzimie w płn. Afryce i w zach. Azji, ale nie w Ameryce.
[10] W Dąbrówce nad rzeką Mininą.
[11] „When I pour a traditional Blackfoot Sun Dance lodge...” – tak jest faktycznie w oryginale; David mówi, że „polewa” szałas potu, a to dlatego, że lanie wody na gorące kamienie jest centralnym punktem tej ceremonii.
[12] Patrz przyp. 10.

Tłumaczyła Maria Ela Lewańska, redakcja i przypisy Wojciech Jóźwiak

Kontakt

© TuiTeraz.eu - Ośrodek rozwoju osobistego i duchowego "TU i TERAZ" w Nowym Kawkowie.

Adres:

Nowe Kawkowo 52 A, gmina Jonkowo 11-042
woj. warmińsko- mazurskie

Telefony:

Biuro ośrodka: +48 662 759 576
Jacek Towalski: +48 602 219 382
Maja Wołosiewicz-Towalska: +48 606 994 366

kawkowo@tuiteraz.eu

www.tuiteraz.eu

Zapisz się do newslettera

Nie wysłamy spamu!